Cała siła - tekst 44
44.
Tomasz
[ur. w 1994 r. w Piotrkowie Trybunalskim, aseksualny (trans)mężczyzna, mieszka w Warszawie.]
Moja historia LGBT+
Podróż wewnątrz i inne przeszkody
Droga, która doprowadziła mnie do dzisiejszego JA, przypominała grę w węże i drabiny. Moment, w którym wydawało mi się, że wreszcie coś o sobie więcej wiem, okazywał się punktem przymusowych dwóch kroków wstecz i ponownego rzutu kostką. Za każdym razem miałem nadzieję, że tym razem znajdę się już na stałej drodze prowadzącej tylko w jednym kierunku. Jednak nigdy tak nie było i wciąż często tak nie jest. Często zadawane jest nam pytanie, czy gdybyśmy mogli wziąć tabletkę, która cofnęłaby nas w czasie, tak by urodzić się cis i bez wątpliwości co do seksualności, tobyśmy ją wzięli. Na początku tej podróży powiedziałbym, że tak. Chciałem się pozbyć bólu i stresu, który mnie męczył od tak dawna. Moja niepewność do samej egzystencji doprowadzała mnie do szaleństwa. Dziś jednak nie wziąłbym tej tabletki. Cieszę się jednak, że jestem sobą, myśląc o tym, że mógłbym się urodzić z przypisaną płcią męską w środowisku mężczyzn nieszanujących kobiet i świecie opartym na przypisywaniu roli społecznej na podstawie genitaliów. Nie wiem, czy chciałbym nawet takiego siebie znać.
Przy urodzeniu przypisano mi płeć żeńską. Wychowywany byłem za granicą w małej rodzinie: moi rodzice i siostra. Nie zwracałem większej uwagi na tożsamość, bowiem nie była ona na początku istotna. Nie ograniczano mnie względem zainteresowań i zajęć pozaszkolnych, w których chciałem brać udział. Przez 4 lata chodziłem jednocześnie na balet i na karate. W szkole dołączyłem do kółka teatralnego i nauk ścisłych. Nie mam złych z tym wspomnień, sam wybrałem takie zajęcia. Miałem długą listę tego, kim bym chciał być, od artysty aż po inżyniera czy kosmonautę. Oczywiście nie spełniły się te konkretne marzenia, choć w duchu zawsze będę artystą i naukowcem.
Po kilku latach w szkole podstawowej zacząłem dopiero dostrzegać, że coś mi nie pasuje. Nie podobało mi się, że tylko w czasie wolnym mogłem z kolegami grać w piłkę nożną. Głównie na zajęciach pozaszkolnych pojawiała się możliwość pracy w grupach niepodzielonych na płeć. Oczywiście również pojawiło się pierwsze uczucie wstydu, nie na zasadzie samej nagości, lecz nierówności tej nagości. Na pewno nie mogę powiedzieć, że już wtedy wiedziałem, że jestem płci męskiej i aseksualny. Nie miałem zielonego pojęcia, czym jest seksualność, a tym bardziej, że takie coś jak transpłciowość istnieje.
O homoseksualności jako terminie dowiedziałem się, mając około 11 lat. Nauczyciel w ramach lekcji pokazał nam teledysk duetu rosyjskiego t.A.T.u. Pierwszy raz na oczy zobaczyłem coś, co wzbudziło we mnie nieznane uczucie. Nigdy przedtem nie słyszałem i nie widziałem dwóch osób tej samej płci, które mają taką relację. Zacząłem się zastanawiać, czy skoro wolę z kolegami przebywać, to po prostu tak jak oni wolę dziewczyny. Również wtedy pierwszy raz poczułem, czym jest dyskryminacja. Własna przyjaciółka oznajmiła, że jestem obrzydliwy i nie chce się ze mną już znać. Dziewczyny z klasy nie chciały przebywać w tym samym czasie co ja w przebieralni przed i po wf-ie. Normalne zachowanie z mojej strony traktowały jako atak na ich osobę. Nie rozumiałem tej nienawiści związanej z tym, że mogę po prostu myśleć inaczej o dziewczynach niż chłopakach. Z czasem sytuacja się nie polepszyła. Poszedłem do polskiego gimnazjum i aż do końca liceum byłem tym „innym”. Pierwszą dziewczynę miałem w gimnazjum. Okazało się, że panicznie boję się intymności z drugim człowiekiem. W liceum również miałem dziewczynę, ale ta relacja długo nie trwała. Będąc jeszcze bardzo niedojrzałym człowiekiem, starającym się dopasować do przynajmniej grupy mi najbliższej, kończyło się to często na wielu toksycznych relacjach.
Na przełomie lata, tuż przed liceum, zacząłem się zastanawiać, czy może jednak problem nie jest głębszy. Coraz gorzej czułem się ze swoim wyglądem, głosem. Pojawiła się depresja i anoreksja. Poza szkołą przypadkowo poznałem grupę składającą się z wielu nienormatywnych osób. Wtedy zacząłem korzystać z imienia Tomek. Nikt nie pytał mnie o to, jakiej jestem płci czy jakiej jestem orientacji. Znaliśmy się po ksywkach i szanowaliśmy wszelkie różnice. Zacząłem bardziej eksperymentować z ubiorem. Tak jak od gimnazjum lubiłem luźne ubrania, to teraz czarny stał się moim ulubionym kolorem. Zrobiłem pierwsze kolczyki, ściąłem włosy na krótko i zacząłem w towarzystwie mówić w formie męskiej. Dopiero jedna z koleżanek mnie uświadomiła, że można być mężczyzną w ciele kobiety. Sama się długo zastanawiała, czy może nie jest jednak mężczyzną. Spłaszczała sobie klatkę bandażami, chodziła do męskiej toalety i korzystała z formy bezosobowej. Nie robiłem żadnego głębszego wyszukiwania terminologii na mój stan. Byłem po prostu Tomkiem. Coraz więcej osób dołączało do grupy znajomych i tego towarzystwa. W kolejne wakacje również spędzaliśmy ze sobą dużo czasu.
Wróciłem na drugi rok liceum już jako trochę inny człowiek. Starałem się z całej siły, by uszanowano to, kim jestem. Jednak nie tylko stałem się jeszcze bardziej odpychany przez uczniów, również część nauczycieli zaczęła albo przymykać oko na to, co się działo na korytarzu, lub sama śmiała się ze mnie otwarcie przed całą klasą, dodając poniżające komentarze. Wpadłem w cięższą depresję i na roku maturalnym dwa miesiące spędziłem w szpitalu psychiatrycznym. Miałem nadzieję, że ta izolacja od świata da mi czas by wygłuszyć chaos, który wzrastał w mojej głowie. Cieszyłem się, że przynajmniej wyszedłem stamtąd, mając skierowanie do psychiatry z dopiskiem, że mam zaburzenia tożsamości oraz niestety osobowość borderline. Muszę przyznać, że ten drugi punkt przedłużył mój cały proces o kilka lat.
Zacząłem chodzić do psychiatry w celu udowodnienia, że nie mam osobowości borderline, ale zwyczajną depresję spowodowaną tym, że nikt nie chce mi pomóc z moją tożsamością płciową. Przyznam, że nie jest wcale przyjemnym iść do lekarza w momencie krytycznym i usłyszeć od niego, że jestem osobą pełnoletnią, więc powinienem sobie sam z problemami radzić. Nie będę szczegółowo opisywać wszystkich badań i spotkań, jakie miałem, bowiem było ich o wiele za dużo. Dopiero gdy dostałem się do psychologa i seksuologa, wreszcie zacząłem czuć nadzieję, że nie jestem wcale taki „inny”. Przedtem często lekarze nie chcieli korzystać z wybranej przeze mnie formy męskiej i nawet raz mi grożono, że jeżeli to mi się nie podoba, to mogę wyjść i już nie wracać. Większość moich wyników magicznie znikała i wydawało mi się, że nigdy nie poznam lekarza prowadzącego, który ma mnie uwolnić od tej męczarni. Od psychiatry miało zależeć, czy seksuolog pozwoli mi rozpocząć terapię hormonalną. Jednak moja psychiatra za wszelką cenę nie chciała mnie do tego dopuścić, mimo że dawno przeszedłem test życia. Musiałem przez rok wciąż być sobą, wciąż bez hormonów, by jakoś tym udowodnić, że jestem jednak sobą. Pod koniec, z jakiegoś powodu, nawet niebezpośrednio, moja psychiatra oznajmiła, że nie będzie mnie już przyjmować jako pacjenta, i zostałem wysłany do innego lekarza, po drugiej stronie Warszawy.
Jednak w końcu, po kolejnym roku udało mi się wreszcie przekonać mojego seksuologa (który w międzyczasie wstępnie zaczął mnie przyjmować), że jestem gotowy na przyjmowanie hormonów. Miałem bardzo mieszane uczucia tego dnia. W tym samym momencie miałem urodziny i zerwała ze mną dziewczyna. Na szczęście pielęgniarka, która robiła mi ostatnie badania przed wypisaniem recepty, wysłuchała mnie i była wyrozumiała. Gdybym trafił na kogoś innego, znów cały proces by mi się przedłużył, mimo że miałem zwyczajne załamanie związane z okolicznością negatywnych zdarzeń. A więc wreszcie miałem receptę. Poszedłem szczęśliwy do apteki, wykupiłem lek. Na pierwsze dwa zastrzyki poszedłem do pielęgniarki ze skierowaniem, później sam się nauczyłem już je robić. Pierwszy dzień na hormonach był zabawnym dla mnie dniem. Byłem przekonany, że już mi się zmienia sposób chodzenia i sposób mówienia. Wreszcie nabrałem pewności siebie. Miałem już w dokumentacji wpisane, że jestem FTM, oraz opinie z diagnozą. Tyle to wszystko trwało, że nagle się okazało, że jestem już na drugim roku studiów licencjackich. A miałem przecież rok przerwy pomiędzy zdaniem matury a pójściem na studia.
Nie spodziewałem się nigdy, że ludzie wychodzący z liceum i idący na studia mogą być tacy inni. W ciągu 3 lat raz mi się jedynie zdarzyło, że nie chciano mi wpisać oceny ze względu na inne imię na egzaminie niż w usosie. Sytuacja była zabawna, biorąc pod uwagę, że miałem z tym prowadzącym różne zajęcia w ciągu tych trzech lat i nigdy nie było problemu. Ale również ta sytuacja nie była związana aż tak z moją transpłciowością. Od razu znalazłem grupę studentów na różnych zajęciach, z którymi się zakolegowałem. Mimo że zacząłem te studia bez hormonów, to nikt nigdy nie podważył tego kim jestem. Oczywiście droga do tego, bym sam się nie poddawał i samego siebie nie podważał, również trwała z 2 lata.
Przed studiami jeszcze przez urząd dla bezrobotnych znalazłem pracę na kuchni w restauracji. Kucharze jak z filmu przeklinali i w poniżający sposób mówili o kobietach. Miałem zamiar na wejściu powiedzieć im, że jestem Tomek. Jednak widząc jaka była tam sytuacja zwyczajnie się bałem o swoją psychikę. Pracy potrzebowałem, by wygrzebać się z bycia bezdomnym, a też plan miałem, by iść na studia. Z czasem powoli zacząłem się przed nimi otwierać, gdy już uznali mnie za jednego ze swoich i obdarzali równym szacunkiem. Po roku zacząłem korzystać z męskiej przebieralni w pracy i już na stałe będę w ich oczach Tomkiem. Sami po tych dwóch latach zaczęli mówić o tym, że człowieka trzeba szanować za to, jakim jest. Czy kobieta, czy mężczyzna, wszyscy razem pracujemy i powinniśmy się wspierać, więc tym samym nie utrudniać tych 14 godzin, które ze sobą na co dzień spędzamy.
Powoli moje życie się stabilizowało. Zacząłem studia, zamieszkałem w akademiku, zmieniłem pracę na mniej wyczerpującą fizycznie, stare toksyczne znajomości wyciąłem z życia i zacząłem wreszcie patrzeć ku przyszłości. Zacząłem się coraz bardziej interesować tematyką związaną z transpłciowością, a tym samym nienormatywnością i dyskryminacją różnego rodzaju. Od zerwania z ostatnią dziewczyną minęło ponad 4 lata i doszedłem również do realizacji, że nie szukam w partnerze/partnerki cielesności. Poznanie mojej seksualności nie było łatwe, biorąc pod uwagę, że przez najdłuższy czas byłem przekonany, że jest ona ściśle powiązana z tożsamością płciową.
Bardzo fajnie by było, gdyby zrozumienie tego kim jestem i akceptacja przez rówieśników, wykładowców i rodzinę było końcem tej historii. Jednak zostały jeszcze sprawy prawne. Po roku bycia na hormonach wniosłem pozew do sądu o ustalenie. Rok później miałem pierwszą rozprawę, która zakończyła się skierowaniem mnie na kolejne badania, tym razem u biegłego. Wtedy pierwszy raz moi rodzice zrozumieli, jak długo to wszystko trwa i jakie mam utrudnienia. Wreszcie pogodzili się z tym, że jestem kim jestem i usilne próby zmiany tego mogą się zakończyć jedynie utratą mnie. Dwa lata od pierwszego pozwu miałem kolejną rozprawę, na której się dowiedziałem, że jestem mężczyzną, ale nie mogę nim być na papierze, bowiem według opinii sędziego nie ma takiej rzeczy w prawie jak płeć, więc również nie da się jej ustalić oraz jako osoba aseksualna nie poradzę sobie w roli partnera. Był ze mną na szczęście przyjaciel, który na mnie czekał po wyjściu z sali i sam nie umiał uwierzyć w to, co się stało. Sam miał jedną rozprawę, bez rodziców i od razu dostał wyrok pozytywny. Tymczasem ja po dwóch rozprawach i ponad 2 tysiącach w plecy szykowałem się na apelację.
Nie da się słowami opisać, jak bardzo jestem wdzięczny za całe wsparcie, jakie otrzymałem ze strony środowiska LGBT+. Dostałem darmową pomoc prawną, wskazówki z kolejnością postępowania oraz wsparcie emocjonalne. Moi rodzice również nie umieli uwierzyć w decyzję sądu. Ja byłem na tak, oni byli na tak, biegły był na tak, ale sędziego opinia była inna. Dostałem od mamy pocieszenie, że mogę zawsze wrócić do dawnego życia. Nie byłem pewny, o co jej chodziło. Oczywistym było to, że się nie poddam i walczyć będę dalej. Pomogło jej to zrozumieć, że nawet bez możliwości zmiany danych w tym kraju ja się nie zmienię, co najwyżej kraj zamienię. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku złożyłem apelację i uzbroiłem się w cierpliwość na kolejny rok czekania na wieści. W większości treść apelacji dostałem od prawniczki fundacji wspierającej osoby transpłciowe. Całą resztę wyszukałem w książkach naukowych i radach innych osób, które miały podobne sytuacje.
W międzyczasie, miesiąc przed rozpoczęciem studiów magisterskich, przeszedłem pierwszą operację, mastektomię. Miesiąc spędziłem u rodziców w domu w trakcie kuracji pooperacyjnej. Uparli się, że nie ma możliwości, żebym miał sam się męczyć ze wszystkim. Przez pierwszy tydzień nie umiałem sam sobie pleców umyć ani podnieść czajnika. Cieszę się, że schowałem dumę do kieszeni i skorzystałem z ich pomocy. Chciałem koniecznie iść na nowe studia z jednym problemem mniej. Możliwość wyjścia z domu bez podchodzenia do lustra 10 razy, aby sprawdzić, czy jest się wystarczająco płaskim, jest tak uwalniająca. Przedtem nawet aby wyjść do toalety, sprawdzałem, czy dobrze wyglądam, gdybym miał jednak kogoś przypadkowo na korytarzu spotkać.
Trudno mi teraz narzekać już na życie. Zawsze napotkam jakieś trudności i prawdopodobnie często będą tym szczęściarzem, który ma ciągle pecha. Zawsze sobie powtarzam, że nieważne jak jest źle, to przynajmniej mam teraz dobrych znajomych, stałych przyjaciół, dobry kontakt z rodziną i przede wszystkim ludzi, którzy mnie znają, lubią mnie za to, jakim człowiekiem jestem. Jeszcze czeka mnie praca papierkowa w urzędach przy zmianie wszystkich danych i na pewno spotkam się z nieporozumieniami u lekarzy. Nigdy życie nie będzie idealne, ale życie takie jest. Ważne dla mnie na tym etapie jest to, by móc mieć wykształcenie, które pozwoli mi pomóc (nie tylko emocjonalnie) innym osobom, które obecnie znajdują się w takiej sytuacji, jak ja kiedyś.
Mało ludzi zastanawia się nad tym, jak ciężkie może być wyjście z domu i pójście do sklepu, urzędu czy lekarza. Mówią o tym w telewizji, że kolejna osoba została zaatakowana i „powodem” była jej nienormatywność, ale dopóki nie zdarzy się to nam osobiście lub komuś bliskiemu, trudno wiedzieć o impakcie, jaki to ma na życie. Przed hormonami byłem narażony na przemoc ze strony mężczyzn, którzy uważali mnie za zbyt kobiecego. Na początku hormonów atakowano mnie ze względu na moją tymczasową wizualną niebinarność. Nawet w tych czasach, będąc 4 lata na hormonach, muszę się nieraz wykłócać o to, że to są moje dane i nikomu portfela nie ukradłem. Na poczcie trudno było mi odebrać własne pisma sądowe, u lekarzy każdy objaw z jakiegoś powodu był związany z hormonami. W sklepie, jeżeli kasjerka mnie nie zna, często nie kupię sobie piwa. O wejściu do klubu, w którym jest dowód potrzebny, mogę zupełnie zapomnieć. Zauważyłem, że z czasem coraz więcej osób zaczęło się interesować transpłciowością i dzięki temu na pewno jest więcej miejsc inkluzywnych, w których imię na dowodzie nie musi wskazywać na osobę, która ten dowód posiada. Wiele moich znajomych znalazło się w podobnej lub gorszej sytuacji. Koleżanka raz została pobita za to, że sprawca myślał, że jest chłopakiem z długimi włosami i mu się to nie spodobało. Zdarzało się trafić na towarzystwo, w którym pierwszym pytaniem na dzień dobry było „czy jesteś homo?”. Trzeba, będąc osobą nienormatywną, wspierać się nawzajem. Nigdy nie wiemy, kiedy to my zostaniemy zaatakowani za choćby kolor skarpetek, jakie nosimy.
Nie jestem osobą wierzącą, ale wiem, kiedy zachowanie jest złe, nawet jeżeli społecznie jest na nie przyzwolenie. Mimo że sam jestem niski, to pomógłbym komuś się obronić, nawet gdybym też przy okazji musiał potem chodzić po szpitalach, by zakładać szwy. Moja historia LGBT+ nie różni się pewnie aż tak od innych historii. Każdy musi przejść przez trudy, zanim dojdzie do radości. Dobrze jest czerpać wiedzę z doświadczeń innych, by choć garść z nas miała lepszy start, gdy zda sobie sprawę z tego, że jest również nienormatywna. Cieszyć trzeba się nawet z małych kroków. One w końcu tworzą całą naszą przebytą drogę do celu. Nie da się na raz całego kraju zmienić i czasem zostaje nam tylko nadzieja i wiara, że nasze prośby wysłucha osoba, która chce nam pomóc. Tych osób jest coraz więcej, wystarczy się nie poddawać i być sobą. Obecnie, mając 26 lat na karku, jestem od 6 października 2020 roku prawnym mężczyzną. Byłem przekonany, że przez sytuację polityczno-prawną mogę się tego dnia nie doczekać. Jednak również takiej osobie jak ja udało się grupę obcych osób przekonać do tego, że jestem sobą.