Cała siła - tekst 76
76.
ALEKTO
[Ur. W 1998 r. w mieście do 50 tys. mieszkańców w woj. lubelskim, cis kobieta, lesbijka, mieszka w Warszawie.]
28 października 2019
Dochodzę ostatnio do wniosku, że niewiele o sobie wiem. Ciężko jest doświadczać życia, być świadomym siebie, swoich rąk i decyzji, gdy w głowie nie ma się konkretnej wizji siebie. Można stać przed lustrem, do woli mrużyć oczy, a i tak zapomnieć rysy własnej twarzy tak szybko, jak tylko odejdzie się od błyszczącej tafli. Brak wiedzy o sobie jest podobny do funkcjonowania w niebycie. Rzeczy dzieją się naokoło nas, ale jakby nas wcale nie dotykały. Potrafimy oceniać, patrzeć trzeźwo na tych ludzi, którzy są od nas odrębni. Czasami udaje mi się złapać przebłysk tego oddzielenia z własną duszą. Czuję się wtedy najszczęśliwszym człowiekiem.
Rozważając teorię wiedzy przekazywanej z poprzednich pokoleń, zastanawiałam się, czy nie można człowieka, a więc przede wszystkim siebie, dookreślić cechami narodu, jaki reprezentuje. Wtedy po raz pierwszy nazwałam się w myślach Polką. Określenie mnie odrzucało, ale z niektórymi rzeczami trzeba się kiedyś zmierzyć. Może nie zawsze było z Polakami tak źle jak dzisiaj?
6 lutego 2020
Kieślowski pięknie pisał o miłości. Bardzo łagodnie. Jego mężczyzna jest dobry, milczący, delikatny. Dba o swoją kobietę. Może takie były wtedy czasy, że żyło się zakładem, drukarnią, polityką. Teraz żyje się życiem i mam wrażenie, że jest dużo gorzej.
19 marca 2020
Ciekawi mnie to, na jakiej zasadzie ludzie zapamiętują rzeczy. Co decyduje o tym, które wspomnienia zostaną z nami na całe życie. Sama koncepcja wspomnień jest piękna. To nasze własne obrazy, do których możemy wracać, kiedy chcemy, to coś jak czytanie w głowie książki, którą odbiera się więcej niż jednym zmysłem.
Dziwne są wspomnienia, bo czasami w mojej głowie nie są tylko moje. Mam też tam obrazy innych książek, jak na przykład Hemingwaya, czy tej amerykańskiej autorki, która pisała o silnej staruszce z domkiem w środku lasu. Widzę je tak jak resztę swoich wspomnień, chociaż słowa to podobno tylko słowa – smutni i brzydcy muszą być ludzie, co tak uważają. Słowa to obrazy, inne światy. Bardziej nawet dosadne niż filmy, chociaż to przecież filmy posługują się językiem obrazu.
1 kwietnia 2020
Boję się. Widocznie wojna to stan dla ludzi naturalny. A na wojnie ludzie giną z powodów, które stają się wtedy wyjątkowo jaskrawymi celownikami na ich plecach. Na moich są już takie dwa: lesbijka i kobieta.
Mogę zostać skrzywdzona na wiele sposobów. Kobiety w sytuacjach granicznych prawie nigdy nie były dopuszczane do głosu. Moje krzywdy nie zostaną nigdy usłyszane. Głos ludzi odmiennej orientacji w Polsce nie został potraktowany poważnie ani razu. Zostaje mi się bronić samemu. Bo gdyby zabrano mi Ją, gdybym dla ratowania życia musiała wyjść za mąż, lub przespać się z jakimś mężczyzną, byłabym zgnojona tymi czynami dwukrotnie mocniej niż jakakolwiek inna, heteronormatywna kobieta, a nikt nie zwróciłby na to uwagi. Na dodatkowy, nadprogramowy ból, który byłby jak wewnętrzna śmierć.
Kluczem do przeżycia na wojnie, także wojnie gospodarczej i politycznej, z którą mamy teraz do czynienia, jest odnalezienie tego głosu, wewnętrznej siły do sprzeciwu, do głośnego krzyku pt. „odpierdol się ode mnie”, w taki sposób, by ludzie przestali się Tobą interesować. Najtrudniej jest zacząć go szukać. Sama myśl o rozpoczęciu tych poszukiwań mnie paraliżuje.
28 maja 2020
Od tygodnia czytam i piszę jak w gorączce i niezbyt mnie zajmuje cokolwiek innego, chociaż pewnie powinno. Na przykład ostatnio sąd rejonowy, okręgowy, czy jeszcze kurwa inny, stwierdził, że nie istnieję. W skrócie, żeby być urażonym szkalowaniem homoseksualistów, trzeba udowodnić, że się homoseksualistą jest. W prawie nie istnieje nic, co mogłoby człowiekowi w tym pomóc. Ani jednopłciowe małżeństwo, ani związek partnerski. A więc prawo homoseksualizmu nie uwzględnia. Homoseksualizm więc nie istnieje. Czy jestem przez swoje geny wyjęta spod prawa? Całkiem możliwe! Robi się coraz śmieszniej. Każdego dnia czuję się coraz bardziej osaczona przez państwo. Jestem upokorzona, przestraszona, i ZŁA. Cholernie wkurwiona. Niektórzy w tym państwie najchętniej by mnie terapeutycznie zgwałcili, inni udają, że nie istnieję, jeszcze inni wykrzykują pod adresem takich jak ja hasła namawiające do stania się normalnym, albo otwarcie grożą nam śmiercią. Za to, że się urodziliśmy. Tak po prostu.
A mi, nawet znajomi radzą, bym nie była zbyt drastyczna. Albo żebym najlepiej przestała nienawidzić tych, którzy woleliby, abym się zmieniła, lub zdechła, BO IM MOJE ŻYCIE NIE PASUJE. Ktoś, kto tego nie przeszedł, a chciałby się na ten temat wypowiedzieć, powinien zamknąć mordę. Tak po prostu.
Minimalizując krzywdę innych, sami się do niej przykładamy. Ja w końcu faktycznie spłonę, ale nie na stosach narodowców, tylko na wycieraczkach milczących przyjaciół. Czy ktoś mnie poprze, kiedy próbuję zaznaczyć, że ja nawet nie mam tutaj, w tym całym gównianym państwie, LUDZKICH PRAW?
Muszę, MUSZĘ stąd wyjechać. Nie chcę więcej nienawiści, nie chcę wam już dawać czegokolwiek.
Ostatnio mam dziwne sny. Koszmary raczej. Zabijam w nich ludzi. Gdy się budzę, nie żałuję tego, ale żałuję strachu. Codziennie od tygodnia budzę się w środku nocy, spocona i przerażona. Przynajmniej nie boję się już faktycznej ciemności. Teraz więcej ciemnego noszę w sobie. Może to efekt uboczny ogólnokrajowej nienawiści. Bardzo przykre.
20 czerwca 2020
Moja dziewczyna, parę sekund temu, była przekonana, że jutro będzie koniec świata. Zawsze bawi mnie to, gdy ktoś mówi o końcu świata i tak strasznie się tym martwi. Bo tak naprawdę – koniec czyjego świata? Zagłada ludzkości? A jeśli ludzkości, to czemu nie zwierząt? A jeśli nie tylko ludzi, a i zwierząt, to może od razu planety? A jeśli planety, to czemu tylko Ziemi – czemu nie wszystkich innych planet? A jeśli wszystkich planet, to po prostu – czemu? Z jakiego powodu i jakie kompetencje mają ludzie, żeby to przewidywać, skoro mieszkają na tylko jednej planecie?
Ludzie boją się końca świata, którego nie są w stanie przewidzieć ani wytłumaczyć. Ale taki koniec już istnieje. Dla każdego z nas. Nazywa się śmierć. Skoro ludzie są tacy pogodzeni ze śmiercią, to czemu tak panicznie boją się końca świata od czasu do czasu? Ja jestem ze śmiercią w miarę pogodzona. Wypowiedzi niektórych Polaków na facebooku zabijają mnie po trochu każdego dnia. Powinnam znaleźć inne uzależnienie.
6 lipca 2020
Dzisiaj cieszę się prostymi przyjemnościami. Gdyby nikt ode mnie nic nie chciał, całe życie mogłabym być szczęśliwa. Ludzie wyewoluowali za bardzo, przekreślając swoje własne dobro. Mają teraz predyspozycje, żeby równać się z bogami. To nasz krzyż. Każdy z nas ma predyspozycje, żeby uczyć się wszystkiego – żeby robić wszystko. I to nas zabija. A przynajmniej mnie. Dostęp do informacji jest nieograniczony. Możemy w każdej chwili porównać się do innych, w parę sekund zweryfikować całe swoje życie i załamać się. A to w przypadku, gdy potrafimy zweryfikować otrzymane informacje. Jeśli tego nie potrafimy, informacja propagandowa z łatwością rządzi nami.
Może dlatego ludzie wracają do starych obrzydliwych ustrojów – wszelkiej maści faszyzmu, komunizmu i nazizmu. Jeśli nie są zmanipulowani, wracają do nich dobrowolnie, bo to bezpieczne ramy.
10 lipca 2020
Dziś byłam z H. na dokumentacji filmowej miesięcznicy Smoleńska. Policja otoczyła nas pierścieniem ścisłym i bardzo służalczym. Szkoda, że nie było ich tylu w czasie pogromu w Białymstoku. No, ale wtedy bito gejów, a to przecież w tym kraju wolno. Takie działania znajdują nawet oficjalny poklask.
Ten protest wyzwolił we mnie wiele emocji i myśli. Jacy ci ludzie byli brudni. Rząd, kościół, policja i telewizja, byli czyści, ułożeni, wypielęgnowani. Najedzone, błyszczące twarze, pełne nienawiści i zakłamania. Ich opozycja, ta „druga strona” – brudna, w starych ubraniach, zmęczona. Strajkujące pielęgniarki, budowlańcy, członkowie komisji wyborczych, fotografowie, nauczyciele. Ze światłem w oczach. Oni żyli tym, w co wierzyli. Nie bali się krzyczeć. Szkoda, że było ich tak mało.
Dzisiaj to, co zobaczyłam, wystraszyło mnie. Bałam się, że kiedy oni umilkną, wszystko, co zostanie na tym placu, zostanie bez protestu, w bezkarnej opozycji do reszty ludzi. Do życia ogólnie. Zostanie owiany milczeniem terror. Boję się tej ciszy.
„Ludzi sądzi się podług użytku, jaki robią ze swojej władzy. Znamienne jest, że ludzie mierni zawsze skłonni są nadużywać strzępów władzy, których użyczył im przypadek lub głupota”.
— Albert Camus
14 lipca 2020
Pierwszy raz w życiu rozumiem Wesele Wyspiańskiego. Na własnej skórze. I nie cieszę się wcale.
Krążę ze złotym rogiem wśród uśpionych chochołów i boję się. A ilekroć dmę w niego, zewsząd widzę tylko chocholi taniec.
Boję się, jak się nie bałam jeszcze nigdy. I to już nawet nie ze względu na swoją orientację – oni chcą powoli niszczyć wszystko. Zaczynają od nagonki, teraz z kolei mówią, że chcą zabrać media. Na akcje należy odpowiadać akcją. Sprzeciwiać się gwałtowi. Inaczej zjedzą nas i nasze rodziny.
Zamierzam walczyć ze strachu. Na tym etapie to już walka o przetrwanie. Wczoraj w nocy nieumundurowani policjanci wywlekli z domu aktywistkę. Ludzie komentowali ten czyn, a wśród komentarzy znalazły się również te pozytywne, wspierające bezkarne działania policji.
Mówię sobie, że żyję wśród chochołów, bo nie chcę myśleć, że żyję wśród bestii.
15 sierpnia 2020.
Nigdy nie myślałam, że będę świadkiem takich zdarzeń jak te ostatnie. Gdy pod przykrywką pandemii rozpowszechnia się zbójeckie ustawy. Gdy prawo nic nie znaczy, bo organy, które powinny go przestrzegać, które powinny bronić obywateli – nie robią tego. Po prostu. Do kogo zwracać się, gdy sprawcą terroru jest policja? Te zdarzenia dały mi do myślenia. Aparat państwa zawsze będzie wadliwy i nigdy godzien zaufania. Warto zbierać przy sobie ludzi. Od tłumu wściekłych, otumanionych zwolenników brutalizmu i krwi na ulicach, ochronić nas może tylko wspólnota.
Są grupy ludzi, którzy żyją w przekonaniu, że znają prawo i lawirując pomiędzy jego ustawami, da się dobrze żyć. Nazywa się to chyba legalizm. Pierdoleni legaliści. Są ludzie, którzy przestrzegają prawa i czytają nałogowo kodeksy, żeby móc z nim współdziałać. Są ludzie – taki sam gatunek, jak ci pierwsi – którzy te prawa tworzą. Nie są w niczym lepsi, w niczym mądrzejsi, znają się nawet na tym prawie mniej niż ci pierwsi. A oprócz tego, że tworzą prawo, wydają ustawy i rozporządzenia, to sami nie muszą ich nawet przestrzegać. Czy nikogo to nie zastanawia?
27 września 2020
Mam wrażenie, że ludzie w Polsce są coraz bardziej chorzy psychicznie. I że sprawia im to przyjemność.
Okrucieństwo ogłupia, bo nie widać wtedy prawdy. Ale oni w nie brną, na przekór logice. Dla mnie bezpiecznym państwem jest ziemia, na jakiej nikt nie podejdzie do Ciebie i nie zacznie Ci narzucać swojego bytu – nie zadrażni wrażliwości krzykiem, gwałtem, brudnym szaleństwem. Polska to kraj niebezpieczny, bo w każdej chwili ktoś do Ciebie może podejść. Może uderzyć lub narzucić Ci coś. To kraj wariatów.
A. twierdzi, że pogorszyło im się przez pandemię. Ja tak nie uważam. Myślę, że jest gorzej, bo telewizor uczy ich gryźć, kąsać, nienawidzić. Uczy, że zło jest mile widziane i oczekiwane. A pod presją nowych wartości ludzie się zmieniają, choć tego nie widzą. Wychodzi z nich szaleństwo, bo człowiek nie jest uformowany do tego, by czynić zło. Żadna istota nie jest. Podświadomie wszyscy chcemy żyć, być kochanym i kochać. Gdy karmi się nas nienawiścią, rośnie w nas rak.
Wczoraj stałam koło chorej psychicznie kobiety, która śmiała się, krzyczała, robiła dziwne ruchy rękami i nogami. A przede wszystkim wyzywała wszystkich wokół. Ta istota zużywała resztki życia, by obrazić i przelać trochę jadu na drugiego człowieka.
Przedwczoraj w sklepie natknęłam się na chorego faceta, który spocony, w amoku biegał od jednego stanowiska do drugiego, krzycząc coś, obmacując mokrymi łapami wszystko, co akurat w nie wpadło.
Moja partnerka w obu przypadkach skwitowała ich tabelką „chory” i nie zastanawiała się nad tym więcej. Ludzie są w stanie tak zrobić. Orzec „chory” i dalej współczuć człowiekowi, który leży bez czucia na ulicy. Ja nie jestem.
Nie współczuję ani „chorym”, ani pijanym, ani bezdomnym, choć mogłabym być na miejscu każdego z nich. Ale nie jestem. Wypracowałam w sobie taką siłę, by się nie załamać. Zrobiłam to z potężnym wysiłkiem, bo w środku jestem bardzo miękka. I boję się tych, którzy byli na to za słabi.
8 października 2020
Kiedy inne dzieci myślały o swojej przyszłości z nadzieją, ja spoglądałam w nią dość niechętnie.
To, jaki się urodzisz, determinuje, ile strachu doświadczysz w życiu. Jeśli jesteś heteroseksualnym chłopcem, masz względnie łatwe dzieciństwo. Możesz narzekać, że tatuś czegoś wymaga, albo że go nie ma. Albo że nie radzisz sobie z własną erekcją, wrażliwością, dziewczyna Cię odrzuciła, koledzy każą Ci pić na trzepaku, a magazyny modowe pokazują nienaturalne standardy. Biedactwo.
Rodząc się jako heteroseksualny mężczyzna z klasy średniej, nie masz „swoich” problemów. Masz takie problemy, które mają wszyscy inni. I po prostu nie masz dodatkowych. Chciałabym się urodzić heteroseksualnym mężczyzną. Może też patrzyłabym wtedy z nadzieją w przyszłość.
Rodząc się jako heteroseksualna kobieta, jest już trochę gorzej. Jest od Ciebie wymagany konkretny strój, często niewygodny lub niezdrowy, za to „kobiecy”. Nie wiem, kto zdecydował, że kobiety nawet w zimę powinny nosić sukienki i szpilki. Próbowaliście kiedyś uciekać przed gwałcicielem w śniegu, w szpilkach na nogach? Ja też nie. Nie noszę szpilek. Ale dobrze, strój nie jest wymagany, choć jest na niego społeczna presja od najmłodszych lat. Chodźmy dalej.
Jako kobieta zarabiasz mniej. Jeśli wpadniesz przy seksie, szczególnie w tym kraju, to masz problem. Ogromny. Możesz być skazana na przeżywanie tortur. Nie mówiąc już o tym, że stale słyszysz, jak jakiś facet w telewizji lub na tweeterze próbuje Ci wmówić, że wie lepiej, co powinnaś robić ze swoim ciałem. Raz w miesiącu, przez parę dni, czujesz się jak gówno i nic na to nie możesz poradzić. Tu faceci mogą się śmiać, bo często widzę, jak to robią. „Każdy ma gorsze dni, nie przesadzajcie”. Nie. Jego gorsze dni to kwestia jego własnej słabości i ma niemal społeczne przyzwolenie wielu grup, by się z tego powodu na kimś wyżyć. Moje gorsze dni to wynik hormonów, rosnących i bolących piersi, krwi wylewającej się z pochwy i ogromnego bólu. I ja nad tym kontroli nie mam, choćbym chciała.
Kobieta często musi też znosić lub doświadczyć w swoim życiu poniżania, akceptować to, że mężczyzna w wielu przypadkach będzie od niej silniejszy fizycznie. Do obrony pozostaje jej chyba tylko „urok osobisty”. A co to niby za gówniana broń.
To są dodatkowe problemy kobiet. Niektóre z nich. Oprócz tego mają one wszystkie inne problemy, których doświadczają mężczyźni. Ale jak jesteś kobietą homoseksualną, to już naprawdę masz przejebane.
Złóżmy problemy mężczyzn i kobiet, po czym dodajmy do nich społeczny ostracyzm, pobicia i wyzwiska na ulicach, brak możliwości posiadania dzieci, dwa razy (lub nawet pierdyliard razy) więcej seksualnych zaczepek, fakt, że dalej jesteś podrywana, gdy tego nie chcesz, i że w tym samym czasie jest też prawdopodobnie podrywana Twoja dziewczyna, bo być może tak się składa, że siedzicie przy tym samym stoliku. W grę wchodzi też odrzucenie przez rodzinę oraz wieczna wojna, na której nie za bardzo masz jak się bronić. No i geje w sztuce, towarzystwie lub reprezentacji zawsze są w modzie. Lesbijki to szara, milcząca strefa, która nie jest w modzie nigdy (oprócz The L Word).
Dziś oglądałam Top Model. Była tam kobieta, która miała narzeczoną. I nie umiała mówić po angielsku. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Języki to dla ludzi odmiennych podstawa. Musimy mieć jakiś punkt zaczepienia w normalnych krajach, przecież to nasze jedyne koło ratunkowe.
Dziś zapowiedziano ustawę o całkowitym zakazie aborcji, po raz nie wiem który. Ja się nie dziwię, że kolorowe dzieciaki się zabijają. Kiedy młoda kuzynka A. oświadczyła, że chyba podobają jej się dziewczyny, moją pierwszą myślą było „Dziewczyno uciekaj od rodziny. Twój ojciec przy stole rodzinnym wygłasza, że biłby na odlew gejów, ale niestety nie ma ku temu okazji”.
Mnie też jest ciężko. Ale ja czepiam się życia rękami i nogami, bo nic oprócz niego nie mam. Gdybym była bardziej naiwna i wierzyła w świat duchów, to byłoby po mnie. Ten rok był rekordowo diaboliczny.
10 października 2020
Do starych czasów.
Czuję się, jakby ten rok trwał wieczność, a dobre lata odeszły w zapomnienie razem z nową epoką. Wydaje mi się, że kiedyś czytałam w podręcznikach od historii o październikowych powstaniach, powstaniach styczniowych i powstaniach w Powstaniu, ale nigdy o tych ważnych.
Nie pokazywali nam w klasie Stonewall ani prześladowań lat 70., 80. Nie mówili, czego doświadczę, dorastając w tym kraju. Nie przygotowywali na zajęciach WF-u, jak obronić się przed napaściami, a na WOS-ie nie mówili, jak walczyć o swoje prawa. Na biologii nie tłumaczyli seksu, ani niebezpieczeństw, ani strony psychicznej. Ani do czego służy orgazm, ani że jest seks inny niż heteroseksualny.
Zapomnieli zabezpieczyć nas przed czymkolwiek. Rządził nimi wstyd, bo po co wspominać o takich rzeczach na lekcjach. Po co. To prywatna sprawa każdego człowieka.
Mylili się wtedy i mylą się też dziś. Seks to sprawa prywatna, owszem. To, jak go uprawiać, by nie krzywdzić siebie i innych – to już sprawa publiczna. Tak jak sprawą publiczną jest nienawiść oraz to, co może z niej wykwitnąć. Gdyby uczyli nas wtedy o tym, czego doświadczamy ponownie dzisiaj, to ta gehenna by się nie powtarzała.
Dzieciakom mówią o wojnie, by przyszli prezydenci nie używali atomówek i karabinów do rozwiązywania problemów. Ale nie mówią, co było na początku. Że to się nie wzięło znikąd. I nie uczą, czemu nie wolno się śmiać z pary gejów. Odwracają ze wstydem wzrok, bo ich też nikt tego nie nauczył. A ja jestem zmęczona ciągłym powtarzaniem historii. Ona zatacza koło, a ludzie dalej się niczego nie uczą.
Kiedyś, kiedy miałam szesnaście lat, nie bałam się przejść z dziewczyną za rękę po ulicy Warszawy. Byłam dumna, chodząc na parady, wymachując flagą, która stała się dla mnie, jak i dla wielu innych, symbolem naszej własnej wolności.
Dziś mam lat trochę więcej i szczytem intymności w przestrzeni publicznej jest dla mnie dotknięcie butem buta dziewczyny, z którą przecież do kurwy nędzy chcę kiedyś wziąć ślub. Dziś palą nasze flagi i robią z nas zwierzęta. I robią to ci sami ludzie, którzy na historii siedzieli ze mną w ławce i uczyli się o obozach koncentracyjnych.